Ekshumacja i tworzenie cmentarza
Stłoczeni w obozie polscy jeńcy nie oczekiwali biernie na wydarzenia - wielokrotnie podejmowano próby ucieczki, były one jednak skutecznie udaremniane. Pomimo okrutnych warunków bytowania nie zamarło w obozie ostaszkowskim życie duchowe. Odmawiano wspólnie modlitwy, w pierwszych miesiącach odprawiano w nocy msze święte, a kiedy zabroniono praktyk religijnych modlono się w ciszy, pogrążając się w religijnej zadumie bez względu na wyznanie i światopogląd.
W wigilię Bożego narodzenia 1940 roku księża odprawiający zakazane msze zostali nagle wywiezieni w nieznanym kierunku i ślad po nich zaginął. Jest pewne, że w tę świętą noc złożyli ofiarę ze swojego życia.
Skupieni w wierze i miłości do ojczyzny oficerowie, podoficerowie, szeregowcy - wszyscy żyli nadzieją na korzystną odmianę losu, choć z każdym dniem tej nadziei było mniej. Ich czas miał się dopełniać począwszy od jednej z chłodnych kwietniowych nocy roku 1940, kiedy pierwszy transport z nieświadomymi nadchodzącego końca skazańcami dotarł na miejsce egzekucji. Miejscem kaźni policjantów z Ostaszkowa stały się piwnice budynku NKWD w odległym około 200 kilometrów Kalininie (dawny Twer). Szczegóły ostatnich chwil życia policjantów są dobrze znane z zeznań szefa kalinińskiego NKWD, płk Dmitrija Stiepanowicza Tokariewa, przesłuchiwanego w marcu 1991 roku.
Z jego beznamiętnej relacji rysował się obraz politycznego mordu ubranego w wojskowe pozory, gdzie ludzka samowola dała upust najgorszym instynktom bez żadnych norm - ani religijnych, ani cywilizacyjnych. Dziewięćdziesięcioletni ślepy starzec mówił chętnie, przytaczał dane personalne i liczbowe, bez zahamowań obnażał przerażające szczegóły okrucieństwa zbrodni. Zapytany o karalność zareagował: Nigdy, co też! Boże uchowaj!
Dla człowieka nie szanującego Imienia Boga, życie i godność bliźniego nie stanowiły wartości. Otchłań, którą bezduszne bestie zgotowały polskim policjantom, niewinnym i opuszczonym, zieje złowrogą tajemnicą. Prawda o morderstwie sprawia, że rozpacz narosła w tym morzu zła dotyka także żyjących potomków ludzi pogrzebanych w smutnym lesie w Miednoje. Decyzja o zagładzie jeńców z Ostaszkowa (oraz Kozielska i Starobielska) zapadła 5 marca 1940 roku na posiedzeniu Biura Politycznego KC WKP(b) w składzie: Józef Stalin, Wiaczesław Mołotow, Kliment Woroszyłow i Anastaz Mikojan, którzy zaakceptowali wniosek Ł. Berii o rozpatrzenie w trybie specjalnym, z zastosowaniem kary śmierci przez rozstrzelanie, 14736 spraw polskich jeńców, w tym 1030 oficerów i podoficerów policji, ochrony pogranicza i żandarmerii oraz 5138 szeregowych policji, ochrony pogranicza, żandarmerii, wywiadu i więziennictwa. Ten szatański wniosek uzasadniano stwierdzeniem, iż "wszyscy oni (jeńcy) - są zatwardziałymi, nie rokującymi poprawy wrogami władzy radzieckiej". Obóz w Ostaszkowie objęty był rozkazem Berii nakazującym wymordowanie bez sądu ogółem 24,700 jeńców - Polaków, w tym około 10 tys. policjantów. Na tej podstawie sporządzono niebawem zbiorowe listy imienne osób przeznaczonych do rozstrzelania, które rozesłano do obozów. Nawet termin egzekucji został wybrany z uwzględnieniem praktycznej wygody katów - w kwietniu i maju najłatwiej było wykopać w rozmarzniętej ziemi duże mogiły ... W Kalininie systematycznie i skrupulatnie przygotowywano się do planowanej akcji - w piwnicach gmachu NKWD obłożono wyciszającym wojłokiem celę egzekucyjną i aż z Moskwy przetransportowano koparkę do wykopywania dołów na ciała.
Na miejsce egzekucji przybyła specjalna ekipa oprawców z Moskwy, między innymi: st. mjr bezp. państw. N.I. Siniegubow, szef pionu śledczego i zastępca szefa Głównego Zarządu transportu NKWD ZSRR; mjr bezp. państw. W.M. Błochin, naczelnik wydziału komendantury zarządu administracyjno-gospodarczego NKWD ZSRR; kombryg. Michaił Kriwienko, dowódca głównego zarządu wojsk konwojowych NKWD ZSRR; szef charkowskiego NKWD Kuprij.
Oprócz tej grupy w mordowaniu Polaków brali udział pracownicy kalinińskiego NKWD, w tym kierowcy i sam komendant, st. lejtn. bezp. państw. Andriej M. Rubanow - ogółem około 30 osób. Prawdopodobnie w celu zafałszowania obrazu wydarzeń, do egzekucji wykorzystano niemieckie pistolety typu Walther.
Jeńców wyznaczonych na śmierć prowadzono w kolumnach do przystanku kolejowego Soroga około 9 km, na skróty, przez zamarznięte jezioro Seliger; stamtąd przewożono więziennymi wagonami do Kalinina, ze stacji - czarnymi woronami - do więzienia w siedzibie NKWD przy ulicy Sowieckiej 6. W tym jednym zdaniu mieści się męka nieodwracalna ponad sześciu tysięcy ludzi pomnożona przez tysiące metrów drogi do dołów zapomnienia. Każda sekunda tej Drogi Do Śmierci jest jak głaz przeogromny na sumieniu ludzkości.
Polaków osadzano w celach, w części piwnicznej gmachu, gdzie czekali na egzekucje, które miały odbywać się nocą. Normę zbrodni stanowiło 250 nieszczęsnych istnień.
Jeńców wyprowadzano z cel pojedynczo, prowadzono do pokoju, gdzie sprawdzano dane personalne, następnie zakładano kajdanki, chwytano pod ręce i prowadzono do celi. Tu następował strzał w potylicę z bliskiej odległości. Nie wszyscy, jak zeznał Tokariew, mieli świadomość, co ich czeka.
Zwłoki wyciągano przez drugie wyjście z celi na podwórze i ładowano na kryte brezentem samochody ciężarowe. Po nocnych rozstrzeliwaniach kaci dostawali alkohol.
Tokariew nie przyznał się do bezpośredniego udziału w egzekucjach; w swoich zeznaniach wspominał o wielkim obciążeniu psychicznym oprawców, powodującym jakoby ich późniejszy alkoholizm czy nawet samobójstwa. Nie zostało to potwierdzone.
Rozstrzeliwania trwały do 22 maja. Według Tokariewa zabito 6295 osób.
Teren w rejonie wsi Jamok-Miednoje, około 25 kilometrów od Kalinina w pobliżu dacz NKWD, nad rzeką Twiercą stał się miejscem zakopywania zwłok.
W tych miejscach, według danych rosyjskich, pochowano rozstrzeliwanych w latach 30. obywateli radzieckich - tak budowano pokłady zbrodni, podczas gdy inne kultury wznosiły gmachy dobrobytu i bezpieczeństwa. Jakie przekleństwo ciąży nad tą rosyjską ziemią, że niemoc okazywania miłosierdzia dziedziczą tysiące jej obywateli ? Kto jest za to odpowiedzialny?
Doły śmierci, do których wrzucano chaotycznie ciała, wykopywane były i zasypywane przez koparkę, następnie teren został wyrównany, posadzono na nim młode sosny. Przez następne pół wieku władza i naród radziecki zdołali utrzymać w tajemnicy te miejsca - święte dla rodzin polskich policjantów. Więźniów Ostaszkowa skazywano na śmierć po wielokroć - odbierano im życie a potem, przez wiele lat, próbowano odebrać narodowi także pamięć o nich.
Podczas gdy informacje o miejscu mordu polskich oficerów w Katyniu znane były już od 1940 roku, miejsc ukrycia zwłok zamordowanych oficerów WP ze Starobielska oraz policjantów z Ostaszkowa szukano bardzo długo.
Wzmianka o miejscowości Miednoje pojawiła się w paryskiej Kulturze w roku 1988.
Rok później Prokurator Generalny PRL zwrócił się po raz pierwszy z pismem do Prokuratora Generalnego ZSRR o wszczęcie śledztwa w sprawie katyńskiej, prezentując stanowisko, że jest to zbrodnia ludobójstwa, nie ulegająca przedawnieniu i że w świetle konwencji podpisanych przez Polskę i ZSRR powinna być wyjaśniona. Prokurator Generalny ZSRR w odpowiedzi informował wówczas, że Związek Radziecki nie dysponuje żadnymi wiarygodnymi dokumentami, poza ustaleniami Komisji Specjalnej z 1944 roku, dlatego też nie widzi podstaw do wszczynania postępowania w tej sprawie.
Jednak w czasie pobytu generała Wojciecha Jaruzelskiego w ZSRR w kwietniu 1990 roku, Michaił Gorbaczow wręczył stronie polskiej dokumenty, wśród których były listy dyspozycyjne z okresu kwietnia-maja 1940 roku zawierające rozkazy dla komendantów obozów, aby przekazano jeńców wymienionych na listach do dyspozycji NKWD w Kalininie i Smoleńsku. Dokumenty te stanowiły bardzo ważny dowód pośredni, że zbrodnia została popełniona przez radziecki aparat bezpieczeństwa.
W środkach masowego przekazu pojawiały się coraz częstsze informacje o jeńcach Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa. Po ukazaniu się w maju 1990 roku w gazecie "Kalinińskaja Prawda" artykułu "Gdzie są zwłoki ofiar represji"; zaczęły napływać do redakcji listy, w których podawano informacje na temat zbrodni; przekazano je następnie Ambasadorowi RP w Moskwie. W czerwcu prokuratura obwodowa w Kalininie wszczęła postępowanie w celu ostatecznego wyjaśnienia miejsca pochowania polskich jeńców. Nadzorował je prok. Jewgienij Artiemietiew. Wkrótce rzecznik MSZ ZSRR G. Gierasimow podał oficjalnie do wiadomości informacje o istnieniu w rejonie Charkowa i Tweru masowych mogił Polaków ze Starobielska i Ostaszkowa.
W tej sytuacji strona polska podjęła intensywne działania w celu uruchomienia procesu ekshumacji, który miał obejmować lokalizację mogił polskich policjantów i ustalenie szczegółów dotyczących miejsca popełnienia zbrodni. Ambasada RP rozpoczęła również starania o zagwarantowanie udziału Polaków w przyszłych ekshumacjach. Po otrzymaniu od prokuratorów rosyjskich w czerwcu 1991 roku decyzji o zgodzie na ekshumacje w Charkowie i Miednoje, ustalono skład ekipy polskiej: prokurator Stefan Śnieżko (kierownik); prokurator z Ministerstwa Sprawiedliwości mgr Zbigniew Mielecki; adiunkt Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Krakowie dr Erazm Baran; docent z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Lublinie dr hab. Roman Mądro; antropolog i dyrektor Instytutu Nauk Policyjnych w Wyższej Szkole Policyjnej w Szczytnie prof. dr hab. Bronisław Młodziejowski; archeolog z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w Łodzi doc. dr Marian Głosek; specjalista z zakresu broni palnej z centralnego Laboratorium Kryminalistyki KG Policji mgr inż. Jarosław Rosiak; ekspert fotografii z Centralnego Laboratorium Kryminalistyki Aleksander Załęski; ekspert w zakresie falerystyki (nauka zajmująca się badaniami orderów, odznaczeń, odznak i oznak) i mundurologii płk w st. sp. Zdzisław Sawicki; mgr inż. Jędrzej Tucholski z Instytutu Elektrotechniki, historyk badający problematykę zbrodni katyńskiej od wielu lat); płk dr Przemysław Tomaszewski; Elżbieta Rejf z Zarządu Głównego PCK oraz mec. Stanisław Mikke i mgr Józef Gębski - reżyser z Wytwórni Filmów Dokumentalnych.
Stronę radziecką reprezentowali: płk A.Trietieckij, płk S. Rodziewicz, prok. Anatolij Jabłokow, gen. W. Kupiec, gen. Rybakow, ppłk dr L. Bielajew oraz grupa 54 żołnierzy z kompanii Gwardyjskiej Kantemirowskiej Dywizji pancernej, wykonujących prace pomocnicze. Prace nadzorowała prokuratura radziecka.
Ekshumacje trwały od 15 do 30 sierpnia 1991 roku i koncentrowały się na terenie wydzielonym z obszaru leśnego należącego do KGB. Zlokalizowano pięć mogił zbiorowych, zdołano jednak dokonać całkowitego odsłonięcia tylko jednej z nich. Trafne określenie miejsca sprawiło, że zaczęto kopać od razu w największym grobie.
Mogiła o średnicy 4,2 m i głębokości 3,75 m zawierała około 243 zwłoki zespolone w twardą bryłę; był to efekt oddziaływania specyficznych warunków klimatycznych i glebowych. Procesy biologiczne doprowadziły do powstania zbitej, zabarwionej na granatowo - od barwnika mundurów - masy ciał i szczątków ubrań. Ich ekshumacja polegała na mozolnym oddzielaniu jednego fragmentu od drugiego.
Szczątki znajdowały się głęboko, jakby zanurzone w wodzie, ale zachowane w bardzo dobrym stanie, leżały w 20 warstwach, w bezładzie, głowy były owinięte płaszczami policyjnymi, wiele czaszek miało resztki włosów, wąsy.
Jeden z członków polskiej grupy ekshumacyjnej, Płk Zdzisław Sawicki wspominał: "tego, co zobaczyliśmy nie da się opowiedzieć ani opisać. Naszym oczom odsłaniały się (...) kompletne, zmumifikowane ciała mężczyzn ubranych w mundury. ... To było niesamowite ... Wyciągaliśmy ciała kolejno, powoli, tak, żeby niczego nie uszkodzić. Każde zwłoki przenosiliśmy na drewnianych nosiłkach, układaliśmy na ziemi, rozpinaliśmy mundury, przeszukiwaliśmy kieszenie. (...) Jeśli chodzi o przedmioty osobistego użytku, to w przeciwieństwie do tego, co znaleziono w Charkowie, tu byliśmy zaskoczeni. Ofiary miały w kieszeniach tylko zwinięty w kostkę ręcznik i kawałek mydła, niektórzy okulary, grzebień lub cygarniczkę. Nie było pasów przy mundurach. To ogromne ubóstwo, ograniczenie przedmiotów osobistego użytku do tak niezbędnego minimum potwierdzało relacje o wyjątkowo surowym traktowaniu jeńców z Ostaszkowa, (...) poddawano ich specjalnemu rygorowi, wielokrotnie rewidowanym odbierano wszystko, co miało jakąkolwiek wartość."
Specjaliści prowadzący badania potwierdzili jako przyczynę zgonu strzał w potylicę oddawany z bardzo bliskiej odległości.
Polscy pracownicy nie liczyli tam godzin pracy i trudu, towarzyszące niesamowitym odkryciom napięcie nie pozwalało na głębszą refleksję. Wspomina Stanisław Mikke: "Mimo ulewy i wyraźnie napiętej atmosfery (spowodowanej wprowadzeniem stanu wyjątkowego w ZSRR) nadal trwa praca. Stężenie odoru jest tak silne, że trzeba dużo samozaparcia, żeby zbliżyć się do wykopu ... (...) W dole, bez masek przeciwgazowych stoją doktor Baran oraz profesor Młodziejowski. Mają zmęczone i zachlapane błotem twarze. Ktoś do nich krzyczy, aby wyszli chociaż na chwilę i odetchnęli świeżym powietrzem, bo się zatrują. Profesor Młodziejowski podnosi głowę: Może pan Bóg weźmie nas przynajmniej na kilka dni do nieba, za przebywanie tutaj . Obaj nie przerywają wydobywania zwłok. Jest już ich około siedemdziesięciu."
Dopiero po powrocie do kraju był czas pomyśleć i opisać o tym, co się stało w polskich obozach jenieckich.
Szczątki polskich policjantów pochowano w trumnach na polanie niewielkiego wzniesienia. Zaczęły pojawiać się symbole religijne: Rosyjscy żołnierze postawili drewniany krzyż, półtorametrowe brzozowe krzyże postawiono także na stanowiskach sondażowych.
W miejscach odkrycia zwłok, w miejscu pierwszego wykopu również stanął krzyż przywieziony 30 sierpnia przez Stefana Melaka.
Ten dziwny las za sprawą pozostawionych w nim krzyży stał się bliższy Polsce ...
Podczas prowadzenia wykopów natrafiono na dół zawierający tylko osobiste rzeczy ofiar. Niestety z powodu krótkiego okresu ekshumacji nie wszystko zdołano wydostać. Część zebrano i złożono w 4 skrzyniach w opróżnionej po zwłokach mogile.
Pozostałe rzeczy, w tym 89 dokumentów osobistych i służbowych, banknoty, fragmenty gazet kilkanaście numerowanych osobistych odznak policyjnych, a także dwa wykazy zawierające dane personalne 80 osób, w większości funkcjonariuszy Policji Województwa Śląskiego - przekazano do Centralnego Laboratorium Kryminalistyki KG Policji oraz do Muzeum Katyńskiego; badania dokumentów odbywały się w Instytucie Nauk Policyjnych w Legionowie. Ekipie ekshumacyjnej udało się zidentyfikować trzynaście osób, ale zachowane dokumenty, które nie uległy zniszczeniu, stanowią szansę na dokonanie dalszych identyfikacji. Wszystkie kartki i listy pisane ołówkami zachowały bardzo dobrą czytelność, próbę czasu przetrwał także atrament w dokumentach parafialnych. Dokumentowano wszystko, co się udało wyrwać z ziemi.
Uroczystości pogrzebowe i polskie modlitwy nad pochowanymi w pokoju i czci szczątkami ofiar odbyły się w sobotę, 31 sierpnia 1991 roku. Na ostatnią, opuszczaną do grobu trumną, spowitą w biało-czerwoną flagę ze wstęgą krzyża Virtuti Militari, która spoczęła obok innych, wcześniej ustawionych w jednym z wykopów, rzucono grudki ziemi z Polski. Mszę świętą, w której brali udział również duchowni niekatoliccy, celebrował biskup polowy Wojska Polskiego, gen. Bryg. Sławoj Leszek Głódź. Uroczystości zorganizowały: Urząd Rady Ministrów, MSZ i Rada OPWiM, a wśród zgromadzonych obecni byli członkowie rodzin pomordowanych, posłowie, przedstawiciele KG Policji, UOP, KG Straży Pożarnej, Żandarmerii Wojskowej, Służby Więziennej, Straży Granicznej, Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych, orkiestra reprezentacyjna Komendy Stołecznej Policji, przedstawiciele rządu RP - podsekretarz Stanu w MSW Jan Widacki, szef BBN Jerzy Milewski, przedstawiciele MSZ i Ambasady RP w Moskwie , ambasador Stanisław Ciosek oraz Przewodniczący Rady OPWiM. S. Broniewski.
Chrześcijański pogrzeb funkcjonariuszy Policji Państwowej był dla jej uczestników czasem szczególnego wzruszenia.
Podsekretarz stanu Jan Widacki wspominał: "Mam przemówić. Cóż powiedzieć? Cóż można powiedzieć nad grobem ludzi nie tylko skazanych na śmierć, ale na zapomnienie? Cóż powiedzieć tym, którzy tu przyjechali na grób swoich ojców mężów, którzy po raz pierwszy będą mogli zapalić znicz. (...) Cóż powiedzieć w chwili tak ważnej, na tym leśnym cmentarzu, wydzielonym przed kilku tygodniami z terenu ośrodka wypoczynkowego MSW i KGB, gdzie za siatką, w swoich daczach odpoczywają ostatni funkcjonariusze konającego na naszych oczach reżimu? (...) I jak tu nie zadumać się nad głęboką metafizyką tego zdarzenia, w którym uczestniczymy? W lesie koło Tweru, na skraju KGB-owskiego ośrodka nad grobami ofiar skazanych na śmierć i zapomnienie zaroiło się od polskich mundurów."
Do zebranych w miejscu narodowego cierpienia wiceminister powiedział:
"Pochylamy dziś głowy i prezentujemy broń nad wspólnym grobem ponad sześciu tysięcy policjantów, żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, Żandarmerii Wojskowej, funkcjonariuszy Straży granicznej i służby Więziennej oraz pracowników i funkcjonariuszy różnych służb Państwowych Rzeczypospolitej - zamordowanych przez NKWD w kwietniu 1940 roku - pochylamy głowy, ale serc naszych nie wypełnia nienawiść, a woli naszej nie krępuje chęć odwetu. Pochylamy nasze głowy w zadumie. Oddajemy hołd ofiarom totalitarnego systemu dokładnie w chwili, gdy system ten wali się w gruzy. I to jest naszych pomordowanych zwycięstwo zza grobu. Dobro raz jeszcze zwyciężyło zło. Gloria victis!"
Komendant główny Policji Roman Hula podkreślił, że: " ... tworzyliśmy jedną rodzinę przeżywającą wspólnie rozpacz i szczęście z powodu odnalezienia prochów bliskich; dziesiątki godzin spędziliśmy na rozmowach, razem uczestniczyliśmy w modlitwach - świadczy to o tym, iż łączy nas znacznie więcej ... Byliśmy jak pielgrzymi, którzy szukają źródła prawdy, mądrości i narodowej dumy."
W następnym roku rozpoczęły się rozmowy ze stroną rosyjską w sprawie kontynuacji śledztwa, prac ekshumacyjnych i budowy cmentarzy. Ówczesny wiceprezydent Federacji Rosyjskiej - Aleksander Ruckoj objął patronat nad tą obszerną sprawą i wyznaczył gen. Leonida Zaika jako przewodniczącego grupy roboczej, która miała doprowadzić do szybkiego zakończenia śledztwa (niestety śledztwo wstrzymano), udzielić pomocy w pracach ekshumacyjnych i doprowadzić do zakończenia w 1994 roku budowy cmentarzy (cmentarze poświęcono w 2000 roku). Pomiary do opracowania mapy terenów przyszłych cmentarzy wykonała grupa geodetów wojskowych w 1992 roku, ale dopiero w lutym 1994 roku podpisano umowę między Rządem Rzeczpospolitej Polskiej a Rządem Federacji Rosyjskiej o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji. oraz wspólne oświadczenie ministrów spraw zagranicznych, w którym czytamy: Kierując się dobrą wolą i wartościami humanitarnymi, strona rosyjska zamierza rozpocząć w maju 1994 roku w Katyniu i Miednoje ekshumacje szczątków ofiar totalitaryzmu, w tym oficerów polskich oraz uczestniczyć w godnym ich pamięci pochowaniu. Strona rosyjska oświadcza, iż jest gotowa ponieść związane z tym koszty oraz udzielić pomocy w urządzeniu cmentarzy-pomników w Katyniu i Miednoje. Sprawa była dla obu stron niezwykle ważna, jednakże opóźnianie i wstrzymywanie decyzji, głównie ze strony rosyjskiej, spowodowało, iż następne prace można było prowadzić dopiero w 1994 i 1995 roku. Utrudnieniem była czasem wroga postawa miejscowej ludności, znamiennie wykazującej stereotypowe niezrozumienie dla faktów i podległość wobec ideologii minionego reżimu.
Kolejne prace w Miednoje prowadzono w dwóch okresach: od 6 do 22 listopada 1994 roku i od 7 czerwca do 31 lipca 1995 roku, kierował nimi prof. dr hab. Bronisław Młodziejowski, antropolog. W tym czasie zlokalizowano łącznie 23 zbiorowe mogiły ale dokonano całkowitej eksploracji czterech. Po zakończeniu prac polska ekipa zasypywała doły, w których dokonano pochówku wydobytych szczątków i formowała groby, na których ustawiano brzozowe krzyże.
Jednocześnie prowadzono negocjacje dotyczące kwestii formalno-prawnych związanych z budową polskich cmentarzy wojennych w Katyniu i Miednoje i terminów uroczystości wmurowania kamieni węgielnych pod przyszłe cmentarze. Uroczystości zarówno w Katyniu, jak i w Miednoje stały się głównym ogniwem obchodów Roku Katyńskiego i 55 - lecia Zbrodni Katyńskiej.
Uroczystość wmurowania kamienia węgielnego, poświęconego przez papieża Jana Pawła II i aktu erekcyjnego pod przyszły cmentarz odbyła się 11 czerwca 1995 roku. Wzięli w niej udział: osobisty wysłannik prezydenta Lecha Wałęsy Minister Andrzej Zakrzewski, szef BBN minister Henryk Goryszewski, minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski i minister sprawiedliwości Jerzy Jaskiernia, zastępca szefa UOP płk dr Jerzy Nóżka, wicemarszałkowie sejmu i senatu, komendanci główni Policji, Straży granicznej i Straży Pożarnej. Przybyli też członkowie Stowarzyszenia "Rodzina Policyjna 1939r." i Rodzin Katyńskich, przedstawiciele duchowieństwa różnych wyznań i Kompania Honorowa Policji.
Stronę rosyjską reprezentowali: I wiceminister spraw wewnętrznych gen. Aleksander Kulikow, zastępca szefa administracji prezydenckiej Siergiej Krasawczenko, minister W. Bragin i przedstawiciele władz obwodowych.
Prace przy budowie polskiego cmentarza wojennego w Miednoje rozpoczęto 2 lipca 1999 roku. Był to okres wytężonych starań, negocjacji, uzgodnień i interwencji obejmujących między innymi dokumentację projektową cmentarza, uzyskanie formalnego pozwolenia na budowę, przetarg na wykonanie robót budowlanych. Komisja powołana przez sekretarza generalnego Rady OPWiM Andrzeja Przewoźnika dokonała odbioru ukończonej budowy 28 sierpnia 2000 roku.
Cmentarz wojenny w Miednoje, na którym spoczywają polscy jeńcy z Ostaszkowa - wyłącznie katolicy - ogrodzony jest metalowym parkanem. Otacza on 25 zbiorowych mogił, na których stoją ośmiometrowe żeliwne krzyże. Wzdłuż ogrodzenia położono 6296 tablic epitafijnych.
Poświęcenie i otwarcie cmentarza nastąpiło 2 września 2000 roku. Uroczystość uczcili swoją obecnością Rodziny Zamordowanych, ci, którzy ciągle noszą w sercu ból i gorycz, ale odtąd także uspokojenie, że ich ojcowie doczekali się dotknięcia polską czułą ręką ziemi, która miała - w zamierzeniu sowietów - ukryć zbrodnię na wieki, a która dzięki niezłomnej wierze w prawdę, stanowi narodowy całun nagrobny.
Do Miednoje przybyli także: premier RP Jerzy Buzek, minister spraw wewnętrznych Federacji Rosyjskiej, marszałkowie sejmu i senatu, członkowie rządu polskiego, parlamentarzyści, dostojnicy kościołów, wojsko i policja.
Pod najwyższym krzyżem ostaszkowskiego cmentarza umieszczono granitową tablicę.
Na jej gładkiej powierzchni - po 60 latach milczenia - oddano cześć bohaterskiej śmierci polskich policjantów:
Pamięci 6295 Policjantów, Żołnierzy KOP i innych formacji WP, Funkcjonariuszy Straży Granicznej oraz Pracowników Administracji Państwowej i Wymiaru Sprawiedliwości Rzeczpospolitej Polskiej, Jeńców Ostaszkowa zamordowanych przez NKWD wiosną 1949 roku i tu pogrzebanych.
Miednoje, sierpień 1991
Rodacy
Dzięki przemianom, jakie zaszły w Polsce, a potem w Związku Radzieckim ludzie dopominający się dotąd bezowocnie o ukazanie zbrodni ludobójstwa mogą powiedzieć, że lata zakłamania minęły.
"Mój Ojciec leży na najpiękniejszym cmentarzu świata", napisał Józef Szymoniak ze Szczecina, a słowa te brzmią jak najpiękniejsze podziękowanie dla wszystkich osób, których los zetknął ze "sprawą katyńską". Dramatyczny okres dwunastu lat od momentu pojawienia się pierwszej informacji o miejscach pochówku polskich jeńców z Ostaszkowa do uroczystości otwarcia cmentarza wojennego ukształtował twórców tego dzieła na miarę bohaterów. Wśród nich są ci, którzy tej "sprawie" poświęcili wszystko, co w nich najszlachetniejsze: niezłomne serce i oddanie Polsce - Andrzej Przewoźnik i Witold Banaś.
I jeśli inaczej stać się nie mogło, niech zadośćuczynieniem krzywd doznanych zostanie prawda i pamięć, które naród polski krzewić będzie w sobie ku chwale poległych i zamordowanych za niepodległą Ojczyznę i ku przestrodze potomnym.